Zamiast szlifierki tym razem usuwałam starą farbę preparatem do usuwania starych powłok lakierniczych. Działa cholerstwo całkiem skutecznie, jednak zważywszy na intensywny chemiczny zapach nie odważyłabym się użyć go w domu, zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą najmłodszą lokatorkę. Robi się to tak: nakładasz, odczekujesz chwil kilka, skrobiesz, w razie potrzeby powtarzasz, a na końcu delikatnie drobnym papierkiem wyrównujesz surowe już drewienko. Odpada cały ten pył i znój związany ze szlifowaniem (zwłaszcza jeśli nie posiada się szlifierki elektrycznej, czego o sobie na szczęście nie mogę powiedzieć:)).
Mój stoliczek powstał na bazie marzeń (dotychczas niespełnionych ze względu na brak miejsca) o toaletce - miejscu dziewczyńskim do bólu, z lustereczkiem, pędzelkami, perfumami z pompką w starym stylu... Nie, żebym przesadnie przejmowała się swoim wyglądem i każdego ranka z równą pieczołowitością nakładała kilka warstw podkładu i czerwoną szminkę do warzywniaka, co to to nie. Maluję się rzadko, podkład to dla mnie tajemnica, której nie mam potrzeby odkrywać, pomadki zalegają u mnie jeno w formie nietrafionych prezentów, a podstawą i właściwie jedynym kosmetykiem, którego używam regularnie jest tusz do rzęs. Niemniej jednak sceny ze starych filmów, na których bohaterka przed pójściem spać, siedząc w jedwabnym szlafroczku przy toaletce z potrójnym lustrem rozczesuje swe obłędne loki, po czym maluje usta i udaje się w stronę łoża działają na moją wyobraźnię :) A być może po prostu chęć posiadania toaletki to taka symboliczna potrzeba posiadania tylko i wyłącznie swojego kącika w domu... Ciężko powiedzieć.
W każdym razie z uporem maniaka kupuję stoliczki zszufladami, które potencjalnie mogłyby stać się toaletką, a ostatecznie zostają a. konsolką, b. prezentem, c. stolikiem pod maszynę do szycia i tym podobne.
Tym razem stoliczek, po pomalowaniu (kilkukrotnym dodam, bo odcień farby po pierwszym pomalowaniu nie do końca odpowiadał temu, który sobie wymyśliłam) i odpowiednim postarzeniu (głównie na krawędziach, troszkę w stylu shabby) wylądował na allegro, z uwagi na protestu mojej połówki (gdzie my to wstawimy?). I całkiem miło mi się zrobiło, bo kilka dni po wysyłce dostałam sympatycznego maila od Pani, która stoliczek nabyła, z wyrazami pełnego zadowolenia. Aż się chce działać dalej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz